To już jest koniec, nie ma już nic... wszystko przegralam, calą siebie:( zostalo 10 dni, a ja nadal się nie staram, nie chcę, nie umiem, nie dam rady. Może to i lepiej, kiedy mnie zamkną na oddziale wszystko będzie proste, oczywiste, już nie będę musiala udawać, nic nie będę ukrywać-bo i przed kim? teraz mam 2 życia:
-to w domu, kiedy wszyscy wiedzą i widzą, że jestem chora (kurwa i tak do końca w to nie wierzę)
-w szkole, gdzie wszystko jest OK, nikt nie wie o moim problemie
A teraz czeka na mnie kolacja, nie chcę tam iść nie potrafię nie wiem czy dam sobie radę, za dużo już dzisiaj zjadlam (2 jabka i winogrona), czuję się ciężka, gruba, nie potrzeba, niekochana, zbędna,
Chyba tylko On jest wart tego, aby walczyć...ale jeżeli odejdzie (nawet nie przyszedl na dobre)